Cuda i Łaski


Cudowny powrót do zdrowia…

Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży ogarnął mnie strach i przerażenie. Była to moja czwarta ciąża, z czego trzy już poroniłam. Od samego początku zaczęta się walka o to, by nasze maleństwo było zdrowe. W połowie ciąży, mimo że czułam się dobrze, dowiedziałam się, że nasze dziecko urodzi się z zespołem Downa, powodem tego była pępowina dwunaczyniowa. Wiedzieliśmy, że to nie koniec problemów. Wada pępowiny mogła uszkodzić serduszko albo układ pokarmowy naszego synka. Pod koniec ciąży okazało się, że mam wielowodzie. Nasz Synek miał bardzo słabe przepływy krwi w żyłach i tętnicach mózgowych. Gdy trafiłam do szpitala byłam w 39 tygodniu ciąży. Mimo wskazań do cięcia cesarskiego, żaden z lekarzy nie podjął takiej decyzji. Po dwóch dniach pobytu w szpitalu zdecydowano o podjęciu się prowokacji do porodu. Maleństwu zanikało tętno, a ja nie czułam jego ruchów. Czułam, że jest coś nie tak, ale nie poddawaliśmy się. Prosiliśmy rodzinę i znajomych o modlitwę, szczególnie zawierzyliśmy nasze dziecko w modlitwach Matce Bożej Smolickiej. Podczas rodzenia, po 6 godzinach męczenia się zadecydowano o cięciu cesarskim, gdyż maleństwo było ułożone wysoko, krzyżowo-potylicznie. Kubuś urodził się 12 listopada 2013 roku o godz. 6.25. Ale już nie oddychał... W skali Apgara otrzymał l punkt (za czynność serca). Zaczęła się walka o jego życie. W prośbach do Matki Bożej Smolickiej pisaliśmy: „Powierzamy je Twym matczynym rękom, towarzysz mu przez całe życie, otaczaj je miłością i opieką, szczególnie w trudnych chwilach... Spraw Maryjo by rosło zdrowe i silne w latach, w postawie, w mądrości i łasce, jak Jezus, przed Bogiem i ludźmi....". Za raz po porodzie podano mu tlen o stężeniu 40%, stosowano sztuczną wentylację. Ale udało się! Nasz synek w ciągu kolejnych minut uzyskał 8 punktów.                                        

Dalsza analiza była dla nas ciosem, rozpoznano: niewydolność krążeniową, niewydolność oddechową, zarośnięcie początkowego odcinka dwunastnicy, ciężką zamartwicę urodzeniową oraz lewostronny dokomorowy wylew III stopnia. Po porodzie w wykonanym RTG jamy brzusznej zauważono niedrożny odcinek dwunastnicy i zakwalifikowano naszego Synka do zabiegu operacyjnego. To były trudne dni. Po operacji Kubuś trafił na oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii Noworodków, gdzie był w śpiączce. Był zaintubowany i wentylowany mechanicznie z założoną sondą dojelitową i dożołądkową. Wspomagano go także krążeniowe. Ciągle pojawiał się stan zapalny. Żywienie wyłącznie drogą pozajelitową. Gdy podjęto próbę karmienia dojelitowego zaobserwowano narastającą tkliwość brzucha. Wstrzymano żywienie. Po zrobieniu USG jamy brzusznej stwierdzono obecność płynu międzypętlowego, perystaltykę jelit z obecną falą zwrotną oraz płyn w obu jamach opłucnych z przypodstawnie niedodmym płucem prawym. Stan zapalny zaczął narastać. Kubuś dostał dalszą wentylację i mocniejsze antybiotyki. Z dnia na dzień było coraz gorzej, a my czuliśmy się bezradni. On byt taki malutki, a miał tyle rurek wkłutych na sobie. Nie wiedzieliśmy czy będzie się prawidłowo rozwijał, gdyż krwotok w główce nie chciał się wchłonąć. Po zastosowaniu leczenia wentylacyjnego, farmakologicznego i żywieniowego w końcu nastąpiła poprawa.  Maluszek zaczął pomału oddychać samodzielnie. Został rozintubowany i był stabilny krążeniowe. Po 8 dniach pobytu na oddziale intensywnej terapii Kubuś trafił na oddział chirurgii dziecięcej, w stanie ogólnym ocenianym jako DOBRY. Tam mogliśmy już być razem i mogło być już tylko lepiej. Stopniowo Kubuś już był coraz mocniejszy. Zmniejszono mu leki, zaczęliśmy karmienie przez butelkę mlekiem modyfikowanym. Początkowo było ciężko, mały nie radził sobie z ssaniem i połykaniem. Po ciężkich dniach zaczęliśmy pić normalnie i nasz synek zaczął przybierać na wadze. Jego stan z dnia na dzień było coraz lepszy.

Cały okres ciąży, jaki i po porodzie był pełen strachu, walki i przerażenia. Walczyliśmy z czymś na co i tak nie mieliśmy wpływu. Byliśmy bezradni, ale jednak modlitwa dawała nam nadzieję. Dużo wsparcia mieliśmy w rodzinie, znajomych, którzy trwali na gorliwej modlitwie w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Smolicach. To Jej zawdzięczamy nasze szczęście i wytrwałość, nadzieję i wiarę jaką nas obdarzyła.

Nasz Synek ma teraz cztery miesiące i jest cudownym maluszkiem. Rozwija się prawidłowo, przybiera na wadze, a to było warunkiem wyjścia ze szpitala.

Uświadomiliśmy sobie jako młodzi rodzice, że oddalibyśmy życie za to, aby nasz Synek był zdrowy. Nikomu nie życzę tego, co nas spotkało. Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy powierzyli naszego Synka Matce Bożej Smolickiej, bo to CUD. Nasz Synek jest przykładem Cudu, wymodlonego gorliwą i szczerą modlitwą do Matki Bożej Pocieszenia.

Kinga i Rafał Gano


 

Maryja zajmuje szczególne miejsce w moim życiu…

Było to 66 lat temu.  Służyłem wtedy w jednostce wojskowej w Ełku. 31 lipca 1950 roku w czasie wykonywania czynności służbowych - praca elektryka przy urządzeniach nagłaśniających - uległem wypadkowi. Na skutek uderzenia śrubokrętem, doznałem rany szarpanej prawego oka. Została uszkodzona gałka oczna na długości ok. 8,5 mm , na kształt litery "S". Trafiłem do Wojskowego Szpitala Okręgowego w Warszawie. Tam przeszedłem cztery zabiegi operacyjne, m.in. za pomocą magnesów usuwano z oka metalowe opiłki, wywiązał się stan zapalny,  po raz pierwszy zastosowano antybiotyk - penicylinę. Istniało niebezpieczeństwo nie tylko utraty wzroku, ale i oka. Mnie, młodemu wówczas chłopakowi ( 22 lata ),  pełnemu radości życia i planów na przyszłość  trudno było sobie to wyobrazić. Nie będę widział na jedno oko! Ale jak żyć bez oka!? Cały mój świat w jednej chwili się zawalił, legł w gruzach.  Mimo doskonałej opieki lekarskiej, miałem świadomość tego, że możliwości lekarzy, medycyny są ograniczone. To były zupełnie inne czasy niż dziś...

            Z dala od rodzinnego domu, rodziny przeżywałem swój ból, strach, obawy, samotność, modliłem się, zawierzyłem się Maryi, Smolickiej Pani. Postanowiłem, że jak wrócę do cywila, a nie stracę oka, ofiaruję kościołowi figurkę Matki Bożej. Tak się też stało. Razem z siostrą Emilią Krajewską ( z d. Kowalska )zanieśliśmy figurę do kościoła, składając ją na ręce ks. proboszcza Edwarda Wiśniewskiego. Figurka jest tam do dzisiaj. Maryja zajmuje szczególne miejsce w moim życiu....

 Julian Kowalski

arrow_upward